Odsunięty mocno od miasteczka, z niego niewidoczny, zasłonięty drzewami, ustawiony na sporej polanie, gdzie ktoś znalazł nawet miejsce na plac zabaw - to wszystko ogrodzone starym płotkiem...
Wygląda to, jakby właściciel i pacjenci na szybko spakowali się i opuścili to miejsce, zostawiając niepotrzebne rzeczy, jak pluszaki, czy jakieś kartki z kredkami, lub rysunki porozwieszane gdzieniegdzie na ścianach...
Nikt nie wie, co skłoniło do tak nagłego zamknięcia.
Ba.
Nikt nie słyszał, by cokolwiek tu zamykano...